» Reportaże bieszczadzkie | Dzwon z Balnicy
Wydobycie dzwonu z Balnicy
04.2006
Znane już jest pochodzenie wielkiego dzwonu odnalezionego przez Marka Gosztyłę z
Radoszyc i odkopanego 24 kwietnia 2006r. na terenie Balnicy. Nie potwierdziły się
pierwsze przypuszczenia, iż dzwon pochodzi z XIXw.
Dzwon bezpośrednio po wydobyciu
foto: Z. Mazur
Pracownicy MBL w Sanoku słusznie kontaktując się z renomowaną ludwisarnią Felczyńskich w
Przemyślu mieli nadzieję, iż uda się w ten sposób zdobyć informacje na jego temat.
Okazało się to strzałem w przysłowiową "dziesiątkę".
Ludwisarnia Felczyńskich została założona w roku 1808 w Kałuszu przez Michała
Felczyńskiego (1788-1883). Fach przechodził z pokolenia na pokolenie. Jego syn, również
Michał, kontynuował pracę ojca, aby i jego syn Franciszek, mógł przejąć warsztat i nie
sprawił zawodu klientom, którzy zaufali znanej już wówczas szeroko firmie. Synowie
Franciszka - Ludwik, Michał, Kajetan i Jan - także zostali ludwisarzami. Z kolei syn
Jana - Tadeusz - jako najzdolniejszy odlewnik podjął się zadania założenia i
uruchomienia pierwszej na Śląsku ludwisarni Felczyńskich - w Taciszowie k/Gliwic. Pod
tym właśnie historycznym szyldem syn jego, Zbigniew, wnuk Jana w Taciszowie kontynuuje
prace ojca. Natomiast Jan Felczyński postanowił reaktywować firmę w Przemyślu co stało
się w roku 1948. W roku 1998 odlewnia obchodziła 50 lecie istnienia (po reaktywacji).
Dzwon bezpośrednio po wydobyciu
foto: Z. Mazur
Doświadczeni pracownicy na podstawie zdjęć i wymiarów (330cm obwodu, 105cm średnicy i
625kg wagi) oraz na podstawie archiwów firmy szybko ustalili, że został on wykonany
właśnie przez odlewnię Felczyńskich w roku 1920 (lub był wykonywany w latach 1920-27).
Firma sprzedała go siedem lat później - miał on podobno trafić bezpośrednio na wystawę
we Francji i w tym celu został odlany, skąd - po jej zakończeniu - wrócił do Przemyśla i
został sprzedany ponownie. Niestety prawdopodobnie nie wiadomo komu został sprzedany, co
zapewne wyjaśniłoby jego przeznaczenie w Balnicy.
Odkopywanie dzwonu
foto: Z. Mazur
Znajdujące się na korpusie dzwonu bogate zdobienia nie pozwalają również jednoznacznie
stwierdzić przez wyznawców jakiego obrządku był używany. Z dużym prawdopodobieństwem
można jednak przyjąć, że służył on cerkwi greckokatolickiej. Unici stanowili znakomitą
większość na tym terenie w ówczesnych latach. W roku 1921 w Balnicy mieszkało 426
grekokatolików, 33 wiernych rzymskokatolickich oraz 11 Żydów na 470 mieszkańców ogółem
co daje 90,6%. Prawosławie w tym rejonie praktycznie nie występowało w tym okresie.
Trudno zatem przypuszczać aby niewielką liczebnie grupę rzymskich katolików stać było
na zapewne bardzo kosztowny dzwon o takich gabarytach, ale nie można tego całkowicie
wykluczyć, gdyż mogł stanowić on np. dar.
Odkopywanie dzwonu w Balnicy
foto: Z. Mazur
Rozmiary i ciężar dzwonu sugerują, że wisiał on prawdopodobnie na dzwonnicy o
konstrukcji słupowej a taka była m.in. w Balnicy. Nie stosowano do tego dzwonnic
parawanowych. Aby utrzymać tak ciężki dzwon podczas pracy, dzwonnica tego typu
musiałaby być ogromnych gabarytów.
Wielkość i ciężar dzwonu są również argumentem przemawiającym za tym, że zanim został
zakopany służył mieszkańcom Balnicy, trudno bowiem przypuszczać aby udało się go tu
przetransportować z innej wsi w celu ukrycia - byłaby to ciężka i trudna do
zrealizowania w tamtych warunkach praca. Zakopywanie dzwonów i cenniejszych zabytków,
których z różnych przyczyn nie udałoby się niepostrzeżenie wywieźć było dość powszechne
w latach 1939-1947.
Odkopywanie dzwonu w Balnicy
foto: Z. Mazur
Chowano je zarówno przez Niemcami jak i Armią Radziecką ale również Wojskiem Polskim.
Zakopanie dzwonu w znanym tylko wybranym osobom miejscu, było niemal 100% gwarancją że
nie trafi on w niepowołane ręce. Trudno natomiast zgodzić się z przewijająca się tu i
ówdzie teorią, że zakopywano również po to, aby nikomu już nigdy nie służył. Jeżeli
dzwon zakopany został przed Niemcami (na co wskazują świadkowie) na początku lat
czterdziestych to dokonano tego zapewne na "przeczekanie". Wojna nie mogła toczyć się
bez końca. Rozsądny człowiek zakopując "skarb" robiłby to zapewne w nadziei, że
skorzysta z niego gdy minie zagrożenie - cokolwiek by nim było. Podobnie rzecz miałaby
się gdyby dzwon zakopywano przed władzą ludową - co jednak wydaje się nie znajdować
potwierdzenia i są to rozważania czysto teoretyczne. Nikt nie mógł wiedzieć jak potoczą
się losy tej ziemi po wysiedleniach: kiedy będzie mógł wrócić i czy w ogóle będzie mógł
wrócić.
Odkopywanie dzwonu w Balnicy
foto: Z. Mazur
Być może wkrótce dzwon opowie o sobie nieco więcej, być może znajda się świadkowie,
którzy zapamiętali nieznane dotychczas szczegóły. Najbardziej w tej chwili istotne
wydaje się to, że dzwon nie dostał się w niepowołane ręce - otoczka wydobycia dzwonu i
jego ewentualne dalsze losy to osobna, miejscami nieco zabawna sprawa.
Jako pierwsza o wydobyciu dzwonu poinformowała lokalna stacja telewizyjna oraz jedna z
gazet - 25.04.2006 - dzień po akcji jego wydobycia. Różnica w przekazie polegała na
lokalizacji gdzie znajdował się dzwon. Telewizja bez ogródek wskazała Balnicę, gazeta
mówiła o okolicach Woli Michowej a w kolejnych dniach media miejsce określały nawet jako
"wieś pod Komańczą". Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku bardzo zależało na
niepodawaniu miejsca skąd wykopano dzwon. Telewizja została zatem ukarana nie
wpuszczeniem na teren skansenu i niemożliwością sfilmowania znaleziska.
Odkopywanie dzwonu w Balnicy
foto: Z. Mazur
Natychmiast po obejrzeniu materiału dzwonię do Wojtka (Kija) Gosztyły z Woli Michowej:
- Dzwon Ci pod nosem wykopali, wiesz coś o tym?
- Tak, właśnie wracam z Balnicy, oglądam teraz zdjęcia.
- No to robimy małą relację, warto pokazać w końcu niecodziennie wykopuje się dzwony.
- Chyba robimy, w zasadzie nie ma już tajemnicy - telewizja podała gdzie go wykopano.
Dziś policja i Straż Leśna przepędzały "szperaczy", wjechało ich chyba z
dziesięciu.
- Co dalej z dzwonem?
- Historia zatacza krąg, znowu w górach mieszkają ludzie, znalazł się dzwon to dlaczego
ma nam nie dzwonić? Powinien trafić do Woli - mówi Wojtek.
Odkopywanie dzwonu w Balnicy
foto: Z. Mazur
Po długim namyśle również podajemy nazwę wsi i jako jedyni umieszczamy fotoreportaż
z jego wydobycia na stronie www.komancza.info. Argumentem przemawiającym przeciw podaniu nazwy był zbliżający się właśnie długi
weekend, który rzekomo ściągnąłby rzesze poszukiwaczy w te strony. Czy aby na pewno? Musztarda po obiedzie.
Poszukiwacze przemierzają Bieszczady od dawna. Nie jest tajemnicą, że tereny te kryją
jeszcze mnóstwo pamiątek większego i mniejszego kalibru co zachęca do poszukiwań. Osoby
trudniące się poszukiwaniem pamiątek z ziemi można podzielić (w dużym uproszczeniu) na
dwie grupy: pasjonaci regionu z ogromną wiedzą merytoryczną dla których każdy
odnaleziony przedmiot stanowi "świętość" i nigdy świadomie nie dopuściliby do jego
zniszczenia oraz zwykli zbieracze dla których każdy znaleziony "fant" jest wart tyle ile
waży pomnożone przez aktualną cenę złomu w skupie. Ci drudzy bez skrupułów zapewne
przetopiliby np. dzwon z Balnicy i sprzedali na złom gdyby tylko go znaleźli i dali radę
to zrobić. Głównymi "łupami" jednych jak i drugich są jednak głównie militaria, gdyż o
nie tu najłatwiej. Obie grupy od "długich weekendów" trzymają się zazwyczaj z daleka -
zapewne nikt z nich nie marzy o tłumach przypadkowych świadków i ciekawskich, kolejni
zatem pojawią się zapewne dopiero po nim - do tego czasu lokalizacja i tak wypłynęłaby,
niczego nie da się zbyt długo utrzymać w tajemnicy. Ogólnie natomiast wystarczy średnia
umiejętność posługiwania się internetem aby dowiedzieć się gdzie i co część z nich
znalazła oraz gdzie ewentualnie będą szukać kolejnym razem. Ci bardziej ostrożni są
jednak znacznie mniej zauważalni.
Załadunek dzwonu w Balnicy
foto: Z. Mazur
Rozstrząsanie motywów i zastanawianie się nad skutkami powyższych działań większego
sensu w obecnym stanie prawnym nie ma. Poszukiwali i będą poszukiwać. Natomiast to, co
stanie się ze znalezionymi przedmiotami zależy głównie od państwa. W obecnym stanie
prawnym wszystko co znajduje się w ziemi należy do państwa i państwu powinno zostać
oddane. Zapewne jest to średnia zachęta - w dzisiejszych czasach wyłącznie satysfakcją
trudno mobilizować do działania. Obiecankami również - zapewne gdyby osoby, które
wskazały miejsce ukrycia słynnych już dzwonów z Lutowisk wiedziały jaki los je czeka,
dzwony te do dziś spoczywałyby w bezpiecznym miejscu czekając na lepsze czasy.
Załadunek dzwonu w Balnicy
foto: Z. Mazur
Jeżeli dla państwa przedmioty znajdujące się w ziemi stanowią wartość historyczną,
kulturową, powinno być go stać na zachęcenie zbieraczy do sprzedania (tak, tak) cennych
dla niego pamiątek. Czymże w końcu byłoby wygospodarowanie pewnej sumy mocno rozłożonej
w czasie, podobnie jak w czasie rozłożone jest wydobywanie kolejnych pamiątek w
porównaniu np. do wyłożenia lekką rączką 20 mln na jedną ze świątyń w kraju?
W jednym z portali regionalnych można przeczytać, że MBL być może przeznaczy pewną kwotę
pieniędzy na odkupywanie od zbieraczy co cenniejszych znalezisk. Cel szczytny, otoczka
jednak może przynieść skutek wręcz odwrotny. Robienie tego pod szyldem "złodziejowi jest
obojętne komu sprzeda skradziony towar" - gdyż taki wydźwięk można wyczytać z owej
"zachęty" - wydaje się pomysłem co najmniej kontrowersyjnym. W końcu nikt nie chce być
złodziejem - nawet złodziej... Bieszczadzkie lasy kryją jeszcze wiele dzwonów, wiele
innych cennych pamiątek, które z czasem będą "wypływać" - głównie od państwa zależy gdzie ostatecznie "dopłyną".
Załadunek dzwonu w Balnicy
foto: Z. Mazur
Wydaje się również, że to nie znalazca ma decydować o tym czy znaleziony przedmiot jest
już na tyle cenny że można go odnieść do skansenu czy też jeszcze nie. A jeśli nie, to
co? Zabiorą, zwymyślają, przepędzą? Każda rzecz stanowiąca pamiątkę kultury powinna być
cenna a różnić się powinny jedynie kwotą, jaką państwo zechce za nią zapłacić - inaczej
trudno liczyć na szerszy odzew.
Pozostaje pytanie, choć wydaje się być ono już mocno retoryczne: co dalej z dzwonem?
Skrzętnie pomijano jak do tej pory fakt, że zainteresowani nim są mieszkańcy Woli
Michowej, podając że ludzie z okolicznych wsi są za umieszczeniem dzwonu w skansenie -
być może tu tkwi część tajemnicy i pośpiechu w jakim wywieziono go do Sanoka, zawsze
mógł znaleźć się ktoś, kto próbowałby to utrudnić. Tymczasem w Woli Michowej powstaje
właśnie nowy kościół rzymskokatolicki, który stanowić będzie filię parafii w Nowym
Łupkowie. Jego wierni chętnie widzieliby balnicki dzwon na przykościelnej dzwonnicy,
którą zapewne wybudowaliby w tym celu, gdzie służyłby nadal niedaleko od miejsca
pierwotnego przeznaczenia. Tu z pewnością żyłby nadal rozbrzmiewając podczas każdego nabożeństwa.
Aktualizacja:
Ostatecznie balnicki dzwon trafił do Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, gdzie obecnie można go oglądać.