» Bieszczadzkie wspomnienia | Wspomnienia Jacka Grzybały
Nocleg na urlopie w więzieniu
W 1993 roku gdy syn miał 12 lat, na urlop wraz z żoną wyruszyliśmy w Bieszczady. Na początku miał być jakiś tani nocleg. W ten oto sposób trafiliśmy do schroniska w Woli Michowej. Było bardzo
skromne, łóżka metalowe piętrowe, pokoje a raczej sale po 10 osób. Bardzo szybko zorientowaliśmy się, że to dawny budynek zakładu karnego w Łupkowie, filia terenowa w Woli Michowej. Budynek
ten na stacje turystyczną wydzierżawił Wojciech Gosztyła. Noclegi były tanie. W recepcji na stoliku leżał prospekt-reklama zrobiony na papierze kancelaryjnym formatu A-4. Był to apel do przyszłych
turystów. Niestety nie zabrałem jednego egzemplarza, szkoda. Treść apelu była mniej więcej w takim stylu: turysto to będzie Twoja najlepsza przystań na nocleg w bieszczadzkim wędrowaniu. Tu zaznasz
spokój i cisze, spotkasz też prawdziwych turystów, zaśpiewasz nie jedną bieszczadzką piosenkę i być może poznasz wybrankę swego życia na wędrowanie we dwoje. Zaprasza Cię w te progi Teresa i Wojtek
Gosztyła czyli słynny Kiju.
Teraz trzeba było poznać ten parterowy budynek. Zrobiłem jego obchód. Na końcu długiego korytarza dwa pomieszczenia z drzwiami obite bardzo grubą blachą. W drzwiach małe
okienka, to judasze. Te pomieszczenia to dawny areszt więzienny. Potem znalazłem kilka dziur w blasze powstałych po przestrzeleniach z kałasznikowa. Gdy to wszystko zobaczył syn i powiedział żonie, zrobiła
się straszna awantura, że przyjechaliśmy na nocleg do więzienia i jeszcze z dzieckiem. Kobity jak kobity sami wiemy, że wariatek nie brakuje. Gdy już się uspokoiło rozpoczęliśmy gotowanie.
Oczywiście woda z kranu. Za chwilę przyjechał Wojtek Gosztyła z beczkowozem i pitną wodą bo ta z istniejącego kranu nie była jeszcze badana przez Sanepid i nie było atestu czy można ją gotować i pić.
Awantura zrobiła się na bis, a ja oberwałem po raz drugi za brak organizacji. Szczęście, że woda nie zagotowała się i całe gotowanie odbyło się na wodzie przywiezionej beczkowozem przez Wojtka.
Ta woda już była zdatna do picia.
Dzisiaj gdy pisze te słowa to ten budynek w zasadzie nie istnieje, pozostała ruina. Wojtek Gosztyła urządził piękne i eleganckie schronisko w dawnej szkole tuż tuż obok. Jest to
Wagabuda, tam gospodaruje prowadząc wzorowe schronisko. Z Wojtkiem ostatnio spotkałem się na rajdzie górskim dla przewodników w wojskowym obiekcie turystycznym Jawor, nad Jeziorem Solińskim.
Występował tutaj ze swoim zespołem muzycznym. Oczywiście wspomniałem o tym wydarzeniu. Tak ucieka szybko czas a my się starzejemy, było to 30 lat temu. O ile zdrowie pozwoli wybieram się w tym roku
do Latarni Wagabundy by odwiedzić Wojtka Gosztyłę i pogawędzić o tym co było a już napewno nie wróci.
tekst: J. Grzybała
Zdjęcia z późniejszego okresu - Latarnia Wagabundy, 2006
Zdjęcia z późniejszego okresu - Latarnia Wagabundy, 2007
Zdjęcia z późniejszego okresu - Latarnia Wagabundy, 2007
Zdjęcia z późniejszego okresu - Latarnia Wagabundy, zima 2009
Zdjęcia z późniejszego okresu - Latarnia Wagabundy, wiosna 2009
Serwis nasz i współpracujący z nami reklamodawcy
zbierają i przechowują tzw.
pliki cookies zarówno do np. statystyk,
jak i w celach reklamowych. Korzystając z naszych stron bez zmiany ustawien przegladarki będą one zapisane w pamięci urządzenia.
Przeglądając nasz serwis
ZGADZASZ się na wykorzystywanie tych plików. Szczegółowe informacje na temat cookies
znajdują się w naszej
Polityce prywatności
© Twoje Bieszczady 2001-2024