» Bieszczadzkie wspomnienia | Wspomnienia Jacka Grzybały
Wspomnienie profesora Franciszka Wasilkowskiego (Beskid Niski)
Całe zdarzenie miało miejsce na rajdzie drogowców i transportowców w 1967 roku, organizowanym przez OddzIał Związków Zawodowych w Rzeszowie. Byłem na tym rajdzie wraz z grupą studentów, w sumie było
nas 14 osób. Wszyscy członkowie tej grupy to koledzy i koleżanki z jednego roku Wydziału GEODEZJI GÓRNICZEJ AGH z KRAKOWA. Co do moich zdolności marszowych, to ngdy wielkim piechurem nie byłem.
Nie było mi spieszno, raczej zawsze zamykałem kolumnę marszową. W tym przypadku miało to bardzo pozytywne znaczenie.
Płukanie trąbki, Jacek Grzybała
Idąc na końcu całej naszej rajdowej grupy przy bardzo dużym upale, zostałem dogoniony przez starszego Pana. Ów Pan wędrował w otoczeniu kilku osób. Jak się zorientowałem owi wspóltowarzysze zwracali
się do niego Panie Profesorze. Za chwile było już wiadomo - ten Pan, to przedwojenny profesor mechaniki Politechniki Lwowskiej Franciszek Wasilkowski, a teraz profesor na Politechnice Śląskiej w
Gliwicach. Jego współwędrowcy to asystenci i adiunkci z katedry, bo gdy profesor rusza w góry, to wraz z nim pół katedry. Dochodzimy do wsi Hyrowa. W dolinie smukła sylwetka cerkiewki, obok w pobliżu
zabudowania. Cerkiew jest zamknięta, ale propozycja profesora jest krótka. Wchodzimy do najbliższego domu położonego około 50 metrów od cerkwi. Tu właśnie odbywała się produkcja masła. Gospodarze
mieli już maselnice na wpół przemysłową na korbę z wirnikiem, a nie taką jak dawniej - drewnianą z ubijakiem. Profesor w mig zorientował się, że jesteśmy w rodzinie Łemkowskiej. Pozdrowił po
ukraińsku Pana Boga i zamówił parę zdań. Zapytal czy można zwiedzić cerkiew. Okazało się, że klucze są niedostępne. Dzisiaj zwiedzania nie będzie. Za to poczęstowano nas maślanką. Takiej maślanki
jak ta z Hyrowej mimo, że minęło już 55 lat, do tej pory nie piłem.Ta scena rozmowy profesora i widok produkcji masła utkwił mi głęboko w pamięci. Teraz gdy piszę te słowa, ja to po prostu widzę i
czuję.
Ruszamy dalej w drogę. Mija dzień po dniu, wieczorem jest caprztyk o godzinie 22.00, potem nocleg a rano pobudka o godzinie 6.00. Wszystko w rękach trębacza Ryśka i jego trąbki. Wszystko
dobrze i pięknie ale do czasu. Przy ognisku wieczorną porą około godziny 20.00, okazuje się, dzisiaj caprztyku nie będzie. Ryśkowi staremu trębaczowi a obecnie adiunktowi dr inż. na Politechnice
Świętokrzyskiej, ktoś zakosił wspomnianą trąbkę. Co prawda były uwagi, że trąbić na rajdzie nie wolno. Tu należy zaznaczyć, że Ryśkowe trąbienie było o 6.00 rano, a to już nie dla śpiochów. Wieczorem
zawsze o 22.00 zgodnie z regulaminem ciszy nocnej. Profesor Franciszek Wasilkowski z Politechniki Gliwickiej a przed wojną Profesor Politechniki Lwowskiej, uczestnik naszego ogniska, ogłosił że,
on przyzwala studentom z Wydziału Geodezji Górniczej Akademii Górniczo-Hutniczej z Krakowa na trąbienie we wspomnianych godzinach. Tu zaznaczył, to stary zwyczaj harcerski i gdy on był harcerzem
na każdym obozie czy też wędrówce zawsze trębacz hejnałem zaczynał i kończył dzień. W tym momencie zaważył autorytet profesora. Proszę sobie wyobrazić: trąbka będąca w rękach nowego posiadacza
została oddana do dyspozycji profesora. Ku naszej wielkiej radości profesor przekazał ją nam, aby dalej spełniała swą rolę. Wzruszyło to nas bardzo, podziękowaniom nie było końca, było też
tradycyjne STO LAT NIECH ŻYJE NAM. Do końca rajdu zostały jeszcze ostatnie dwa dni.
tekst: J. Grzybała
Przełom Wisłoka, Jacek Grzybała
Przełom Wisłoka, 1967
Serwis nasz i współpracujący z nami reklamodawcy
zbierają i przechowują tzw.
pliki cookies zarówno do np. statystyk,
jak i w celach reklamowych. Korzystając z naszych stron bez zmiany ustawien przegladarki będą one zapisane w pamięci urządzenia.
Przeglądając nasz serwis
ZGADZASZ się na wykorzystywanie tych plików. Szczegółowe informacje na temat cookies
znajdują się w naszej
Polityce prywatności
© Twoje Bieszczady 2001-2024